wtorek, 24 lutego 2015

1. Koszmar

Pogoda tak na prawdę była taka... nijaka. Ciemne, warstwowe chmury. Wyglądało jakby zaraz miało się rozpadać. Ale cóż , nie mam zamiaru być meteorologiem i o naszych pięknych chmurkach nie chcę wiedzieć więcej niż wiem ze szkoły. Tak na prawdę nigdy nie lubiłam nauki. Nawet gdy byłam w pierwszych klasach nigdy nic nie przyswajało mi się dobrze do głowy a przypominanie sobie w domu było dla mnie udręką, tak. I nadal jest. Jeśli nie mój ojciec zapewne bym rzuciła dawno naukę. Tata choruję na białaczkę . Jak na razie nie znaleziono dla niego dawcy i cały czas leży w łóżku. Chociaż ma już 60-siątkę na karku to i tak mógłby jeszcze trochę pożyć, na pewno dłużej niż moja matka. Ale o niej to może kiedy indziej teraz rozmawiamy o mojej rodzinie która jeszcze żyję. Nie mam zamiaru zakładać jak na razie rodziny. Jestem młoda, mam dopiero 19 lat i chcę trochę przeżyć. Chociaż... i tak za pewne jak mój ojciec umrze popadnę w depresję, będę miała myśli samobójcze, na moich nadgarstkach pojawią się blizny. Dla mnie to jest oczywiście, że tak będzie. Jestem na prawdę słaba psychicznie a co do tego jeszcze fizycznie. Drobne ciało mające 1,59cm oraz ważące 54kg. Czasem sądzę, że nie wyglądam na tyle lat ile mam na prawdę. Wiele ludzi myliło mnie z uczennicą gimnazjum czy liceum..

Naprawdę kocham mojego ojca, dał mi tyle miłości oraz radości w życiu kiedy mojej mamy zabrakło. Jednak ja nie interesowałam się jego uczuciami bo byłam dzieckiem, nie myślałam jak mógłby się czuć po tym jak osoba którą kochał popełniła samobójstwo. Ale teraz myśląc nad tym wiem, że czuł się okropnie winny za to nawet jeśli tak nie było. Po prostu jest mi go strasznie szkoda i żal ale niestety teraz to nic nie da. Chciałabym cofnąć czas oraz być koło mojej rodzicielki i zatrzymać ją nawet za to, że umarłabym ja. Chociaż możliwe by było , że moi rodzice byli by strasznie smutni i sami za pewne pogrążyliby się w depresji a co najgorsze może by popęłnili samobójstwo ? A może po prostu by próbowali zapomnieć o mnie ? Mi to jedno czy zapomnieliby mnie czy nie , chciałabym w tedy aby byli szczęśliwi , to tyle.

A teraz wracając do świata realnego. Tak, tego ponurego , szarego świata. Zmierzam właśnie do mojej szkoły. Nienawidzę jej. Nie ważne co by się działo , nienawidzę szkoły . Plastyka, japoński, angielski, geografia i inne gówna - nie cierpię. A ja i tak wybrałam się na ten durny uniwersytet z nadzieją ojca poszłam do jednego z najlepszych do którego jakimś cudem mnie przyjęli. Codziennie przekraczając ten sam próg drzwi, codziennie podchodzić do tej samej szafki, klasy, ławki... To robi się monotonne, tak strasznie monotonne, że z samej tej monotonni zapewne bym się zabiła lub jeszcze gorzej, bym robiła sobie krzywdę tylko dlatego by pocierpieć. Nie. Wbrew pozorom nie jestem masochistką. Usiadłam w ławcę , na samym końcu koło ściany. Uwielbiałam się o nią opierać i od czasu do czasu przysypiać. Ale tak na prawdę po prosty ubóstwiałam chłód murów . Nie ważne jak bardzo byś chciał one i tak zazwyczaj są lodowate i to najbardziej w nich kocham. Oprzesz się o nie - one i tak nie powiedzą Ci żebyś spadał. To jest piękne. Nie którzy mogliby brać ze ścian przykład aby czasem przemilczeć a zyska się przyjaciela takiego jak ja, o! Mury zapewne mnie kochają...

Koleś od chińskiego, właściwie... Nie zastanawiałam się zbyt bardzo dlaczego akurat wybrałam chiński. Może rok temu chciałam wyjechać do Chin? Moja pamięć jest na prawdę kiepska. Ale dobra. Widać było, że chińczyk, łysy, trochę z tłuszczem na polikach oraz brzuchu. Nie będę mówiła komuś, że jest brzydki bo sama idealna nie jestem ale nauczyciel chińskiego do pięknych niestety nie należy. Bo jeśli by należał pewnie 3/4 dziewczyn z tego uniwersytetu podkochiwałoby się w nim. Charakter ma wręcz idealny , jego postawa do pań również . Ale iż w dzisiejszym świecie najczęściej patrzy się na wygląd nie ma żadnych szans jeśli chodzi o dzisiejszą młodzież czy młodych dorosłych takich jak ja. Nie rozumiem go niestety gdy rozmawia po chińsku bo jak już wspominałam, opieram się o ścianę i przysypiam, najczęściej na pierwszej lekcji. Dzisiaj mam zamiar to samo zrobić. Oparłam się głową o ścianę , moje ciemne włosy oczywiście zaczęły lekko tarzać się po ziemi nawet jeśli były spięte w wysokiego kucyka. Ale mnie to nie interesuję, że moje kłaki będą w kurzu, co mnie to właściwie interesuję? Ludzkość powinna brać przecież przykład z murów, one nie mają włosów. Jak widać, nauczyciel chińskiego popiera moje zdanie.

Zamknęłam swoje oczy, a iż szybko zasypiałam zaczęłam śnić po nie całych 5 minutach nawijania kolesia od chińskiego. Śniło mi się to jak jeszcze żyła moja matka. Ja, małe dziecko. Zawsze z szerokim uśmiechem na twarzy. Z moim ojcem w parku zabaw. Ale nagle wszystko staję się czarno-białe, staję się przezroczyste i znika. Pokazuję mi się obraz matki bez swojego promiennego uśmiechu który zawsze mnie witał jak wracałam ze szkoły. Trzymała w dłoniach coś co mogłabym nazwać sznurem. Jednak również miała w nich nóż. Tylko po co ? Weszła na kamień pod drzewem w lesie, zawiązała sznur wokół gałęzi, później stworzyła pętlę na swojej szyi i... zeskoczyła z kamienia. Dusiła się. A nóż ? Co z nim zrobiła? Wbiła sobie w pierś. Czemu mam taki obraz śmierci mojej matki jeśli nawet nie wiem jak wyglądało jej samobójstwo?  Nie chciano mi o nim powiedzieć więc do tej pory jestem nieświadoma. Mój umysł chyba próbuję odtworzyć to wydarzenie, ale po co ? Jaki to ma w ogóle sens? Nie chcę widzieć jak moja matka umiera więc niech mnie ktoś w końcu obudzi! Ten jedyny raz chcę aby ktoś wyrwał mnie z tego przeklętego koszmaru! Proszę...

Moje prośby chyba się spełniły bo obudziłam się przez głośny ryk nauczyciela chińskiego. Nie wiedziałam, że może być tak wściekły. Zmarszczone brwi sprawiały, że wyglądał jak przerośnięty prosiak. Nie dodam jeszcze tego, że chyba za dużo krwi naleciało mu do głowy bo stał się cały czerwony, ale to tylko drobny szczegół z którego chciałam się śmiać.

- A więc panienko , Juri. O czym rozmawialiśmy na dzisiejszej lekcji ? - Powiedział bardzo, bardzo, strasznie bardzo niskim tonem. Był jeszcze niższy niż zazwyczaj. Ale uratował mnie dzwonek który zabrzmiał właśnie w tej chwili.

- Do widzenia. - Powiedziałam po czym omijając 'prosiaka' szybko wybiegłam z sali. Tak na prawdę miałam nawet ochotę powiedzieć mu dziękuję. Uratował mnie. Haha... Śmieszne... Bo co mogłaby się stać w koszmarze? Otóż to, że... wszystko. Przecież to sen, odzwierciedlenie naszej wyobraźni oraz pragnień. Na ciało fizyczne nie będzie miało wpływu jednak na zdrowie psychiczne... bardzo wielki.